To nie jest tak, że ja mam coś do biznesu opartego na umacnianiu wiary we własne siły. Wręcz przeciwnie! Sam mam za sobą okres czytania książek o dwóch ojcach i poradników, jak zarobić pierwszy milion przed trzydziestką. Mi taka literatura chyba nawet chwilowo dodała odrobinę wiary w siebie. Byłem nieco bardziej otwarty, mocniej nastawiony na działanie. Choć, być może po prostu zacząłem częściej popełniać błędy, bo miałem na nie solidne wytłumaczenie? Ostatecznie przecież każda droga do prawdziwego sukcesu, jest mocno wyboista.

Problem pojawia się wówczas, gdy syn miliardera zaczyna od roznoszenia ulotek. Oczywiście, każdy może być każdym i jest to fakt, z którym nie zamierzam dyskutować. Jednak, jak słusznie zauważył młody chłopiec w Iniemamocnych: „Jeśli każdy jest wyjątkowy, to nikt nie jest”. Moim skromnym zdaniem, oznacza to mniej więcej tyle, że za dużo się ludziom wmawia. Nie wiem, czy problem dotyczy tylko młodych. Każdy z nas czasem funduje sobie ucieczki w marzenia. Niezależnie od wieku, tak po prostu jesteśmy skonstruowani. Żyjemy, by coś osiągnąć. Bez celu toniemy!

Chciałbym umieć pokazać obcemu człowiekowi, że dla tak zwanego przegrywa też znajdzie się miejsce na tej planecie. Kryteria są płynne, a nasze potrzeby zmienne. Jeśli, tak zwany sukces życiowy zależy od przeczytania jednej książki bogatego faceta, to życie staje się banalne i tak łatwo w nie grać. Tymczasem, sam jestem zaskoczony, jak wiele razy zapominam o zwykłym szczęściu. Mam tu na myśli rolę fuksa w codziennej gonitwie. Czy można, bez żadnych konsekwencji wmawiać innym, że tylko ciężką pracą i wytrwałością dochodzi się do pieniędzy? Jest to przepis niepełny, a brak mu czynnika najważniejszego, na który nikt nie ma wpływu. To krzywdząca bzdura, że niby wszystko jest w naszych rękach.

Chcesz leżeć – leż.

Całe życie powracało do mnie jedno nieprzyjemne wspomnienie: budzę się wcześnie rano na obozie pływackim, a mój namiot okazuje się zupełnie pusty. Jeszcze chwilę temu, obok mnie spali najlepsi kumple tamtych wakacji, a teraz pozostałem zupełnie sam. Na domiar złego, wciąż docierają do mnie odgłosy świetnej zabawy. Rozdarłem zamek śpiwora z nadludzką siłą i wskoczyłem na równe nogi, w ułamku sekundy. Musiałem natychmiast dołączyć do reszty, bo coś wyjątkowego rozwijało się bez mojego udziału. Czy dziś postąpiłbym tak samo? Zdecydowanie nie! I to nie dlatego, że taki jestem, niby doświadczony i mądry. Ja tu książkę mam, a nie gotową receptę na sukces.